III edycja Wielkiej Wystawy Broni Palnej w Krakowie – relacja pióra Łukasza Grzymalskiego oraz fotogaleria od iRQ11
editZabytkowe i szturmowe, unikalne i kultowe konstrukcje strzeleckie na wystawie Kochambron.pl
Kolekcjonerzy z poważnym dorobkiem i ci z niewielkimi zbiorami, zawodowi znawcy dziejów wojskowości i amatorzy militarnych ciekawostek, stali bywalcy małopolskich strzelnic oraz początkujący miłośnicy weekendowego pif-paf spotkali się na trzeciej krakowskiej „Wielkiej wystawie broni palnej”. Organizatorzy ze stowarzyszenia Kochambron.pl zapewnili zainteresowanym możliwość obejrzenia kilkuset eksponatów – ciekawostek od przełomowego karabinu z XIX wieku do peemów w stylu „gangsterskich” lat 80. i karabinków jak dla współczesnych wojsk specjalnych.
Na imprezie nie zabrakło także tych osób, dla których wystawa może być pierwszym krokiem na drodze do rozwoju strzeleckiego hobby. Mirosław Stępkowski uważnie przyglądał się potężnemu Taurusowi. – Tak, rewolwery dużego kalibru szczególnie mnie interesują. Członkostwo w organizacji kolekcjonerskiej wydaje się zaś najsensowniejszym sposobem na uzyskanie pozwolenia na broń – mówi młody mężczyzna.
Posłać pocisk z fajnym brzdęknięciem
Stępkowski już ma za sobą pierwszy kontakt z grzmiącymi lufami. Był na strzelnicy, spróbował, spodobało mu się, ma ochotę na więcej. Na wystawie zadaje więc szczegółowe pytania o procedurę administracyjną, jakiej musi poddać się kandydat na posiadacza broni palnej. Załoga z Kochambron.pl informuje i rozwiewa wątpliwości. Dostęp osób cywilnych do sprzętu strzeleckiego nie jest w Polsce zjawiskiem powszechnym, więc często można spotkać się z dziwnymi mitami. Młody gość wystawy wierzył na przykład, iż są szczególne trudności z uzyskaniem pozwolenia na broń długą. Nic bardziej błędnego.
Ryszard Czerwień, początkujący kolekcjoner z Kochambron.pl, budowanie zbioru zaczął właśnie od karabinu. Na wystawie jest zwiedzającym, na stołach i stojakach nie ma nic z jego kolekcji. Nie pozyskał jeszcze bardzo starych, egzotycznych, szczególnie kosztownych czy kunsztownych jednostek broni. Członkostwo w stowarzyszeniu pozwala mu jednak na zakup fajnego sprzętu w rozsądnej cenie, aby móc cieszyć się posiadaniem i okazjonalnym pif-paf na strzelnicy.
– Jeszcze wiosną 2018 roku nie miałem własnej broni, choć pozwolenie już było. Przyszedłem na ubiegłoroczną wystawę, żona przymierzyła się do mosina. Powiedziała, że powinniśmy takiego mieć. Wkrótce kupiłem więc radziecki karabin, egzemplarz z 1940 roku – opowiada Czerwień. – Jak się ma zbieżne zainteresowania z druga połówką, to przyjemnie sięgnąć do portfela, żeby spełnić jej życzenia. Kasia zdecydowanie preferuje długą broń i świetnie z niej strzela. Tata zespawał dla nas stojak na wiszący metalowy gong, żebyśmy mogli z fajnym brzdękiem posyłać pociski na te 100 i może więcej metrów – dodaje.
Na początku swojej drogi do własnej broni Czerwień pojawiał się na piknikach stowarzyszenia, na których każdy mógł wypróbować różne konstrukcje strzeleckie. – Po jednej z takich imprez zachorowałem na 1911 marki Bull. Koniecznie w kalibrze .45ACP, bo po prostu lubię tę amunicję. Jest taki pistolet dziś na wystawie. Nie jest mój. Ja wciąż choruję na taki i czekam na przypływ gotówki na zakup – rozmarza się entuzjasta współczesnego wydania kultowej konstrukcji Johna Browninga.
Amerykańska legenda, 1911, wciąż pozostaje w sferze marzeń i planów. Jednak po kilku miesiącach od kupna karabinu Ryszard Czerwień dodał do swojej kolekcji inną krótką sztukę, nowoczesny czeski pistolet CZ P-10C. – Pozwolenie kolekcjonerskie w Małopolsce pozwala od razu dostać dziesięć zaświadczeń, które uprawniają do zakupu broni. Mam też sporą szafę do bezpiecznego przechowywania sprzętu. Od razu kupiłem taką dwuskrzydłową, żeby dużo się zmieściło. Szkoda, że broń w Polsce nie jest tańsza. W obecnych warunkach musimy więc trochę poczekać, żeby dołożyć jeszcze coś do kolekcji. Kasia marzy o precyzyjnym, wyposażonym w optykę karabinie do strzelań długodystansowych. Na razie cieszy ją mosin i stowarzyszeniowa naklejka „Kochambron.pl” na samochodzie. Podobno sprawia, że inni kierowcy mniej trąbią na tak oznakowane auto – mówi kolekcjoner.
Jaka jest najlepsza broń?
Kolekcjonerstwo Zbigniewa Hajduka i Krzysztofa Pawlaka jest zaawansowaną pasją. Pierwszy tworzy zbiór od pięciu lat, drugi zajmuje się tym o trzy lata dłużej. Na wystawie prezentują ponad pół setki sztuk broni długiej i ok. 30 krótkiej. – Mamy tu między innymi VIS-y od przedwojennych do okupacyjnych. Jest Mauser z 1871 roku, pierwszy w historii popularny karabin na scalony nabój z metalową łuską. Są wyroby polskiego przemysłu zbrojeniowego z okresu międzywojnia, kiedy to innego już Mauzera wytwarzały zakłady w Warszawie i Radomiu – opowiada Hajduk.
W kolekcjonowaniu konstrukcji strzeleckich ciekawi go m.in. to, jak wiążą się one z koncepcjami projektantów i rozwojem technik produkcji. Zwiedzający wystawę czasem zadają kolekcjonerowi pytanie: „Jaka jest najlepsza broń?”
– Nie da się, rzecz jasna, udzielić prostej odpowiedzi – mówi z uśmiechem Zbigniew Hajduk. – Innego narzędzia będzie potrzebował myśliwy, a inne odpowiada potrzebom wojska. I trzeba jeszcze wziąć pod uwagę to, jakie są możliwości wytwarzania konstrukcji strzeleckich w określonym miejscu. Chodzi i o techniczną zdolność wyprodukowania danej rzeczy, i o zgody prawno-biznesowe. Przecież pomysły na broń, jak inne rozwiązania inżynierskie, podlegają często ochronie patentowej. Na przykład na tym thompsonie, pistolecie maszynowym, jest mnóstwo informacji o patentach. Można mieć więc potrzebę wyprodukowania idealnej broni dla wybranej grupy strzelców i posiadać niezbędne maszyny, ale nie mieć praw do projektu – dodaje.
Zwiedzający wystawę czasem przypominają sobie, że broń danego wzoru mogła służyć dziadkowi czy pradziadkowi. Ten związek ludzkich losów, historii różnych społeczności i konstrukcji strzeleckich też jest – zdaniem Hajduka – ciekawym zagadnieniem. Kolekcjoner rozwija temat: – Oto browning wzór 1910, z podobnego pistoletu Gavrilo Princip zastrzelił w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Tu zaś mamy karabin Mannliher-Carcano. Z takiego oddano strzały do prezydenta Kennedy’ego. Mauser C96, pistolet z dostawianą kolbą, w Afryce doskonale służył młodemu Winstonowi Churchillowi. Podobno nawet ta niemiecka broń uratowała życie brytyjskiemu mężowi stanu, który później powstrzymał agresję Niemiec w Europie.
C96 widzieli też wszyscy fani „Gwiezdnych Wojen”, choć pewnie nie wszyscy wiedzą o tym, że broń Hana Solo jest „konwersją” Mauzera z końca XIX wieku na „ciężki blaster” do kosmicznych potyczek. Broń staje się więc kultowa także za pośrednictwem kultury popularnej – filmów, komiksów, gier. To jeszcze jeden z powód do interesowania się militariami, a niekiedy jest to również pretekst do rozmów z oglądającymi kolekcje. Zbigniew Hajduk opowiada: – Młodzież, która na komputerach i konsolach gra w realistyczne strzelanki, czasem dobrze zna wygląd różnych wzorów pistoletów czy karabinów z czasów obu wojen światowych. Na wystawie tacy wirtualni strzelcy przekonują się, że złożenie się do strzału z historycznego karabinu wymaga siły i koncentracji. To nie kliknięcie myszką!
Oryginalny karabin jak przejażdżka z żywą historią
Dr Agnieszka Fulińska jest zawodowcem w dziedzinie badań nad przeszłością, pracuje w Instytucie Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego. „Wielka wystawa broni palnej” była jej pierwszym kontaktem z kolekcjonerami z Kochambron.pl. W czasie zwiedzania badaczka miała do czynienia z, jak twierdzi, żywymi dziejami. O dotykaniu dawnej broni i manipulowaniu jej elementami mówi: „To fantastyczne”.
Dr Fulińska ocenia, że impreza stowarzyszenia była ciekawym miejscem dla historyka i autorki tekstów, dla której tematy wojskowe nie są obce. – Kobieta, która pisze o zagadnieniach militarnych, musi starannie uzupełniać wiedzę. Stale jest na cenzurowanym, bo ukształtował się stereotyp, że to są męskie sprawy. Sama kolekcjonuję napoleonika, mam w swoim zbiorze między innymi broń białą i palną z pierwszej połowy XIX w. Impreza stowarzyszenia była dla mnie okazją, żeby dowiedzieć się więcej o późniejszych konstrukcjach. Prawdopodobnie moje naukowe i pisarskie zainteresowania sięgną najwyżej do pierwszej wojny światowej, w związku z czym zainteresował mnie karabin z czasów wojny francusko-pruskiej, a także austro-węgierski z okresu życia mojego pradziadka, oficera rezerwy armii austro-węgierskiej, który poległ na Bałkanach – mówi Fulińska.
Skupienie się na starszej broni nie sprawiło jednak, że zwiedzająca stroniła od tej z okresu drugiej wojny światowej. Pani historyk sprawdziła, jak trzymało się pistolety maszynowe z lat trwania tego konfliktu. – W czasie wystawy mogłam nie tylko obejrzeć broń, ale też miałam okazję sprawdzić, jak pracują ruchome części. Dobrze znam sposób działania skałkowych czy kapiszonowych zamków, tu bliżej poznałam późniejsze rozwiązania – stwierdziła.
Dr Fulińska docenia to, iż w czasie wystawy miała kontakt z oryginalnymi konstrukcjami strzeleckimi. – Te karabiny, które tu oglądam, były używane przez żołnierzy w czasie konfliktów. Repliki, jakie spotyka się na imprezach grup rekonstrukcyjnych, to tylko naśladowanie. Teraz czekam na jakąś imprezę stowarzyszenia, w czasie której będzie można poćwiczyć strzelanie. Chciałabym opanować tę umiejętność – dodaje gość wystawy.
Apetyt na trening strzelecki i posiadanie broni przez cywilnych obywateli to zjawiska, które wciąż dziwią niektórych Polaków. Np. Zbigniew Hajduk musiał kiedyś szczegółowo wytłumaczyć zaintrygowanym członkom swej dalszej rodziny, że ma szafę na sprzęt do strzelania, chociaż nie jest myśliwy. Kolekcjonerzy zauważają jednak, iż ich hobby powoli przestaje być czymś niezwykle nietypowym. W czasie wystawy można było usłyszeć stwierdzenie: „Strzelanie z historycznego karabinu nie różni się tak bardzo od przejażdżki fajnym samochodem z dawnych czasów.”
Hajduk podsumowuje temat kolekcjonerskiego dostępu do strzelających narzędzi: – Mamy w kraju zupełnie dobre przepisy, które pozwalają zainteresowanym cywilom kolekcjonować sprawną broń. Człowiek przechodzi przez różne policyjne i lekarsko-psychologiczne sprawdzenia, a potem może cieszyć się budowaniem interesującego zbioru. Jego posiadanie naprawdę łagodzi obyczaje. W naszym środowisku bardzo uważamy na przestrzeganie prawa, bo przestępstwo to poważne ryzyko utraty pozwolenia i rozstania się z cenną kolekcją. Dlatego staramy się, żeby nie popełniać nawet wykroczeń drogowych.
Łukasz Grzymalski
Zapraszamy na fotorelację iRQ11 z wystawy: